Tanie rozstanie z technologią – TEST Manta Mezo 1
Budżetowych smartfonów jest mnóstwo na rynku. Podnosi się poprzeczka dla producentów, bo konsumenci mogą oczekiwać już bardzo solidnych urządzeń za stosunkowo nieduże pieniądze. Czy Manta Mezo 1 sprosta dzisiejszym oczekiwaniom?
Zawartość opakowania
Telefon przychodzi do nas w dosyć specyficznym pudełko. Niebiesko złote akcenty średnio pasują z całą szatą graficzną, ale to nie temat na dzisiejszą pogadankę. Pomimo że smartfon należy do tych najtańszych, to w zestawie znajdziemy ładowarkę, kabel USB, instrukcję obsług, a nawet słuchawki. Nie wyglądają już na pierwszy rzut oka zbyt obiecująco, ale sam fakty ich obecności już jest na plus. Żeby było mało, gratis Manta dorzuca silikonowe etui na telefon.
Wykonanie
Manta może chwalić się, że ich tani telefon posiada metalowe ramki. Z tym kłócić się nie można, natomiast mam do nich jedno poważne zastrzeżenie – są one niesłychanie ostre. Odczucia trzymania urządzenia w dłoni nie jest górnolotne, tym bardziej że cała reszta jest plastikowa. Poliwęglan należy do tej taniej odmiany i chwytając mocniej telefon, zaczyna wydawać nieprzyjemne skrzypienie. Tył nie powinien specjalnie mocno się rysować, ale obawiam się, że po czasie może być problem z lakierem. Totalnie nie kupuje paska wydzielającego powierzchnię tyłu od sekcji z aparatami (?), bo jest potwornie tani i szpetny. Na plus możliwość demontażu klapki i samodzielnego wymiany baterii.
Bateria
Będąc przy temacie akumulatora, warto wspomnieć o nim ciut więcej. Ustaliliśmy już, że bateria jest wymienialna, ale faktu pojemności 2200 mAh jeszcze nie poruszaliśmy. Wydawać by się mogło, że bateria nie będzie mocnym punktem urządzenia, a tu jednak miła niespodzianka. Przy dosyć racjonalnym zarządzaniu energią, jesteśmy w stanie wycisnąć z niego nawet dwa dni pracy bez konieczności przytulania ładowarki. Niestety, brakuje szybkiego ładowania.
Ekran
Duża matryca o przekątnej 5.5 cala stanowi główny punkt tego urządzenia. Phabletowe rozmiary stały się bardzo popularne, a co za tym idzie, pożądane przez klientów. Klasyczne rozwiązanie z fizycznymi przyciskami pod ekranem jest może mało nowoczesne, ale w tym modelu działa bez większych zarzutów. Największy problem z nimi wiąże się z brakiem podświetlenia, co dotyka nas szczególnie po zmroku. Sam ekran ma dobre poziomy jasności, z wysokim maksymalnym poziomem luminacji i stosunkowo niskim minimalnym podświetleniem, aczkolwiek mimo wszystko można tu co nieco usprawnić. Na tym można byłoby skończyć chwalenie ekranu. Rozdzielczość HD przy takiej wielkości wyświetlacza już można powodować pewien niedosyt. Szczegółowość ekranu i tak nie jest tym najgorszym, co nas spotka w kontakcie z Mezo 1.
Niedopuszczalnym, ale jednak obecnym w tym modelu problemem jest złe reagowanie na dotyk, albo całkowity brak reakcji. Niektóre elementy na ekranie (dolna cześć wyświetlacza) trzeba dotykać po kilka razy, aby wprowadzić komendę.
Mało zadowalające są również kolory. Strasznie sprane, płaskie, kontrast jest praktycznie żaden, wygląda to słabo. Gdyby nie problemy z dotykiem, ekran można jeszcze zaakceptować.
Wydajność
Tutaj rodzi się pewien znak zapytania. Producent nie podaje dokładnie, jaki procesor zastosował w swoim modelu. Jedynie podaje taktowanie 1.3 GHz, lecz program Aida wskazuje, że jest to Mediatek 6737 o taktowaniu 1.8 GHz. Nie jestem w tanie zrobić testu Antutu, bo telefon pobiera starą wersję programu sprzed wielu lat, w którym wyciska 80 000 punktów, co nie ma prawa mieć miejsca. Pamięć, w jaką jesteśmy wyposażeni to 1GB RAM i 8GB wewnętrznej przestrzeni dyskowej. Jest to niewiele, ale zawsze możemy zaaplikować kartę SD.
System
Android 6.0 kontroluje telefon i nie ma raczej co się łudzić aktualizacją do 7.0. Manta oferuje swoją nakładkę systemową z kilkoma ciekawymi opcjami. Przenikanie pogody na pulpitach (efekt podobny do starych HTC), jakieś bąbelki podczas dotyku ekranu – bardzo proste efekty, które niekoniecznie mogą się podobać. Interfejs jest cukierkowy, kolorowy z wydzielonymi pulpitami foto i audio.
Na pewno interesuje Was stabilność systemu. Z tym nie jest kolorowo. Urządzenie niewiele potrzebuje, żeby się porządnie przyciąć, kilka aplikacji w tle i Messenger odmawia posłuszeństwa. Wpisywanie tekstu za pomocą systemowej klawiatury to istna przeprawa i po kilku godzinach korzystania z tego smartfona niestety miałem go dość. Jest to urządzenie dla ludzi ze świętą cierpliwością.
Skaner Odcisków
Ze skanerem jest dokładnie tak samo. Mój rekord podejść do odblokowania telefonu to 12 prób. Jedenaście niezarejestrowanych przez telefon podejść do odblokowania urządzenia przelało czarę goryczy. Jeżeli umieszcza się skaner w telefonie, to niech on chociaż działa. Tego w Mezo 1 nie można powiedzieć.
Muzyka
To również nie są miłe doświadczenia. Pominąć jakoś można głośnik zewnętrzny, który charczy, ale problemu z obsługą słuchawek na zwykłym jack 3.5mm już nie można. Złącze ma trudność z obsługą stereo. Jeden kanał jest nieaktywny na pierwszym poziomie złącza, przy dociśnięciu całego wtyku do gniazda, jest charakterystyczne obniżenie jakości i usunięcie z dźwięku basów. Gniazdo chybocze się na boki, więc nie ma opcji, aby schować telefon do kieszeni i słuchać muzyki.
Aparat
Pozostając w krainie absurdu, spójrzmy na aparat. Jest „wow”, bo mamy przecież podwójny aparat w smartfonie, którego cena nie przekracza 400zł. Z oficjalnych informacji jednak wiem, że drugi obiektyw to zwykła atrapa. Nie wiem jak Wy, ale ja zwyczajnie czuję się oszukany. Chińska aplikacja aparatu jest bardzo toporna, ale co ciekawe, jest problem z wyzwalaniem migawki, do której przycisk jest na dolnej części ekranu, który jak ustaliliśmy, w tamtym miejscu zwyczajnie ma problemy z dotykiem. Główny aparat o rozdzielczości 8MPX o dziwo daje radę. Są widoczne szumy, ale te zdjęcia nadają się do ponownego użycia, a niejeden droższy smartfon, który testowałem robił gorsze fotki.
Frontowa kamera o rozdzielczości 5 MPX również mnie zaskoczyła. Selfie w dobrym świetle wychodzą zadowalająco, więc tutaj złego słowa nie mogę powiedzieć.
Podsumowanie
Manta Mezo 1 jest smartfonem reklamowanym jako „Premium Product”. Oczywiście z tym określeniem ma niewiele wspólnego i na akceptowalnym aparacie w sumie wojaże tego urządzenia kończą się. Do codziennego użytku niestety jest to smartfon, którego nie mogę polecić, bo wydając 400 zł można mieć mnóstwo innych urządzeń na celowniku, które są o niebo lepsze.